środa, 11 listopada 2015

WDiC - Ptaszek, kotki i baranek



Wracam po długiej przerwie. Mam nadzieję, że wracam naprawdę, a nie tylko na ten jeden wpis :)
Przy okazji powrotu dołączam znów do środowego dziergania i czytania Maknety.

Czytania mam sporo. Czytam "Szczygła" Donny Tartt, a to z kolei za sprawą akcji "Wędrująca książka" zorganizowanej przez Izę z bloga Wrzosowe dzierganki. Książka przywędrowała do mnie już jakieś dwa tygodnie temu, ale z powodu okropnego braku czasu ani nie mogłam się tym pochwalić ani przeczytać książki...
Zaczęłam wprawdzie ją czytać, ale jest tak długa, że jestem może w... 1/8 całości. Nie dam rady przeczytać jej w przepisowe 3 tygodnie choćby nie wiem co, ale planuję zaopatrzyć się w wersję elektroniczną i ją dokończyć, bo widzę, że warto, a papierowego grubaska przesłać dalej.

Przy okazji pochwalę się, że wraz z książką przywędrował do mnie taki komplecik: szalo-chusta oraz mitenki.


Mitenki, które uratowały moje dłonie! Odebrałam paczkę i pojechałam załatwiać różne sprawy. Okazało się, że muszę czekać godzinę na dworze. Nie było może jeszcze jakoś potwornie zimno, ale zdecydowanie niezbyt przyjemnie... W trakcie czekania z ciekawości otworzyłam paczkę i moim oczom ukazał się właśnie ten komplecik :) Od razu zaczęłam go używać! Podziękowania należą się Janielce. Dziękuję :)

Wracając do tematu wpisu... O ptaszku nawiązującym do książki już wiadomo, to teraz o robótkach.
Kotki zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia, a właściwie sam sposób ich tworzenia. Mam na myśli tapestry crochet i możliwości, jakie daje ta prosta technika. Jest z tym trochę dłubania, ale efekty mogą być niesamowite. Moje kotki to na razie takie zapoznanie się z tematem, ale ten wzór (pochodzący stąd) wydał mi się tak uroczy, że nie mogłam nie spróbować.

I punkt ostatni - baranek, czyli prosty otulacz/komin, który dziergam sobie w wolnych chwilach z Alpaki Boucle Dropsa. Zapowiada się przytulaśnie :)

poniedziałek, 14 września 2015

Przesadziłam...


Ostatnio w Szufladzie pojawiło się wyzwanie o tematyce "Gradient". Jak tylko zobaczyłam ten temat, pomyślałam o mojej tęczowej chuście, która świetnie wpisywałaby się w taki temat. Te wełenki estońskie mają taki cudny efekt długich pasm koloru, a jeden kolor przechodzi w następny tak delikatnie, że doskonale nadają się na takie proste chusty. Mam jeszcze kilka tych motków. Tęczowego akurat już niewystarczająco, ale inne zestawienia kolorystyczne też są piękne.
Wyzwanie Szuflady zaskoczyło mnie przy przerabianiu początku Alpejskich Łąk. Strasznie podobało mi się, w jaki sposób tak szybko przyrasta chusty dzięki charakterystycznemu dodawaniu oczek, podczas gdy na szerokość chusta się nie wyciągała. Szybko porzuciłam Alpejskie na rzecz nowej chusty z zastosowaniem właśnie tego dodawania oczek. I tak sobie dziergałam... i dziergałam... prawe lewe, lewe prawe, że ani się obejrzałam, aż zrobiło mi się tych prawych i lewych na drutach prawie 400... W związku z powyższym trochę za późno zaczęłam ażur i w rezultacie zamykałam ponad 600 oczek i w ogóle ledwo zdążyłam z tą chustą na wyzwanie. Jako ozdobny brzeg wykorzystałam pawie oczka. Bardzo wdzięczny i łatwiutki wzorek i chyba fajnie się spisał przy takiej cieniowanej włóczce.


A przesadziłam... z wielkością.
Ja lubię duże chusty, ale takiego monstrum jakoś się nie spodziewałam ;)
Wyszło to długie na 2,5 metra (mierząc brzeg przy szyi), a na 3,5 metra mierząc po ząbkach. Szerokości otrzymałam 75cm, ale spokojnie dałoby się wyciągnąć sporo więcej we wszystkie strony. W ten oto sposób będę miała się czym omotać tą wczesną jesienią :) Ach, gdyby tylko to tak nie gryzło pioruńsko... Ale można się przyzwyczaić. W tęczowej chodzę bardzo chętnie.


Oto fotka z nocnego blokowania. Jak widać średnio mieści się w kadrze ;)


I foty na ludziu, którym jest moja Mama.


Włóczka: wełna estońska 800m/100g
Zużycie: trudno powiedzieć... gotowa chusta waży 120g; motki powinny być około 100-gramowe, ale ich nie ważyłam, a zostało jeszcze na oko na jakieś 4 długaśne rzędy... nie rozumiem ;)
Wielkość: można liczyć 3,5m długości
Druty: 5 (i 7 do zamykania)

Moją nową chustę zgłaszam do wyzwania Szuflady pt. "Gradient/Ombre".

środa, 9 września 2015

Dwie szydełkowe ananasowe

Dawno, dawno temu...
to jest dobry początek tego wpisu, bo już dawno, dawno temu powstały te dwie chusty robione w ramach wspólnego dziergania z karto_flaną. Do dorobienia frędzli wczoraj i wykonania poniższych kiepskawych zdjęć zmobilizował mnie wyłącznie koniec zabawy zaplanowany na jutro.

Chusty bardzo mi się podobają, opis jest przejrzysty i wszystko mi się zgodziło, a końcowe wymiary wyszły takie jak zaplanowała gazetka. Zamotane wokół szyi wyglądają dużo ciekawiej, ale nie było warunków, żeby zaprezentować je w taki sposób.

Nie będę się rozpisywać. Zostawiam parę fotek i szczegółów technicznych.







Chusta bladozielona:
Włóczka: Catania Fine 368
Zużycie: 170g
Szydełko: 2,5 i 2
Wielkość: 160x100cm

Chusta różowa:
Włóczka: Scarlet 1234
Zużycie: 240g
Szydełko: 3,5
180x110cm

niedziela, 9 sierpnia 2015

Turkusowo farbujące dziergadełko...

...powstało ubiegłej wiosny i dopiero teraz doczekało się prania i blokowania. Muszę się przerzucić z chust na inne formy, w które nie trzeba przez godzinę wbijać szpilek, bo ostatnio ilekroć zrobię chustę, to rzucam ją w kąt i biorę się za następną, a taka porzucona, zmięta i wyglądająca jak nieszczęście potrafi przeleżeć w tym stanie parę miesięcy, bo chowanie nitek i blokowanie to wyczyn nie z tej ziemi ;)
Ta jednak, szczęściara, będzie noszona już lada chwila (no, może jak zrobi się choć odrobinę chłodniej), i to z dumą, bo jest to jedna z moich pierwszych chust (i robótek w ogóle!), w dodatku robiona bez wzoru, co wtedy nie było jeszcze takie oczywiste...


Jak widać, nie wysiliłam się zbytnio w kwestii ażuru. Wybrałam najprostsze z możliwych. Za to nadrobiłam wielkością chusty, bo z braku doświadczenia dziergałam i dziergałam, gdyż ciągle ta kupka turkusu wydawała mi się za mała. Dopiero po blokowaniu wyszło wszystko, czego nie było widać w stanie "kupkowym" :)
Chusta okazała się duża (długi bok ma ponad 200cm), bardzo zwiewna i leciutka, a oczka wcale nie jakieś bardzo nierówne!


Robiłam z turkusowego Lace Dropsa, który farbował mi ręce podczas dziergania, nie mówiąc już o wodzie przy praniu ;) Ostatnie płukanie pozostawiło wprawdzie jedynie niewielki ślad po tym puszczaniu farby, ale jestem ciekawa, czy chusta nie będzie farbować szyi lub ubrań...


Z efektu jestem jednak bardzo zadowolona. A wymyślanie motywów na bieżąco z pewnością powtórzę jeszcze wielokrotnie :)

środa, 5 sierpnia 2015

WDiC i rozgrzeb w robótkach i książkach

Witam
Dziś środa, więc post w ramach wspólnego dziergania i czytania u Maknety.
Niestety jestem ciągle przy tych samych robótkach i tych samych książkach, co ostatnio...


"Zgred" już w połowie. Fajnie się czyta i cieszę się, że po tę książkę wreszcie sięgnęłam.
Agathy Christie też jeszcze nie skończyłam, podobnie jak "Pana lodowego ogrodu". Czyli mam też UFOki książkowe, a nie tylko robótkowe! ;)
A z robótek dzieje się następująco:
Torba się kończy! Jeszcze tylko chowanie nitek, ozdobny kwiatek, zapięcie magnetyczne (suwak mnie przerasta) i już :)
Chusta dziergana z karto_flaną też się robi powoli. Kolor coraz bardziej mi się podoba, chyba dzięki Waszym ostatnim komentarzom :D
Do zdjęcia załapały się też jakieś koraliki, ale poza nimi niczym nowym nie mogę się pochwalić, lecz liczę na to, że w przyszłą środę będą już same nowości! (Marzy mi się supermodna ostatnio Alpine Meadows...)
Pozdrawiam Was ciepło i idę zobaczyć, co Wy dziergacie i czytacie :)

środa, 29 lipca 2015

WDiC torbowo i chustowo



Witam środowo w zabawie Maknety.
Jak widać torba poszła sporo do przodu. Cała główna część jest zrobiona, zyskała nawet podszewkę. Na rączki trzeba dokupić włóczki...
A to różowe... nie wiem co mnie podkusiło, żeby wybrać taki szalony kolor, ale jest to zaczątek drugiej już chusty robionej  w ramach wspólnego dziergania z karto_flaną. Miała być ecru, ale jakoś tak z powodu miliona pomysłów, które chciałabym zrealizować JUŻ, a na których realizację realnie potrzeba chyba roku wolnych wieczorów, ecru poszła w marzeniach na coś innego.

Czyta się, podobnie jak tydzień temu, Agatha Christie, i jeszcze długo będzie się czytać. Dlatego zaczęłam jeszcze "Zgreda" Ziemkiewicza. Trochę, trzeba przyznać, się już przeterminowała, bo książka ma już pięć lat, a jednak to jest coś, co powinno się czytać gdy jest "na czasie", ale lepiej późno, niż wcale ;)
I to tyle na razie. Lecę popatrzeć, co u Was :)

piątek, 24 lipca 2015

Chlebak ukwiecony

Chlebak został ozdobiony całkiem niedawno, choć w mojej kuchni w stanie surowym używany był już chyba jakieś dwa lata. Czekał jednak cierpliwie na swoje kwiatowe ozdoby i w końcu się doczekał.



Teraz prezentuje się dużo lepiej i cieszy oko nawet po otwarciu :)



Co równie ważne, jest o wiele łatwiejszy w utrzymaniu. Użyłam z zewnątrz mojego ulubionego lakieru jachtowego V33 (czy też 3V3, jak kto woli ;). Dzięki temu biel fajnie się postarzyła (choć zdjęcia tego nie oddają) i zyskała ciepłą, lekko bursztynową barwę, no i mam nadzieję, że cała praca nabrała odporności. Może nie przed solą morską i wiatrem, czego w sumie po takim lakierze można oczekiwać ;) lecz przed tłuszczem z kuchenki znajdującej się nieopodal i innymi kuchennymi "chlapnięciami".
Teraz wystarczy przetrzeć go ściereczką, bo lakier ułożył się grubo i gładziutko, i chlebak wygląda jak nowy.



Chlebak leci na wyzwanie Klubu Twórczych Mam o tematyce "Bukiet".


środa, 22 lipca 2015

Czytanie i torebkowanie

Nie ma to jak napisać posta o czytaniu i dzierganiu i zapomnieć wstawić go pod wpisem Maknety. Tak właśnie się stało w ubiegłą środę. Może i dobrze, bo nie było tam żadnych mądrości i ogólnie bieda, ale jednak notka była! Co ciekawe, nie zdziwił mnie nawet brak mojego wpisu, kiedy przeglądałam Wasze :)
Zorientowałam się już po północy...
No nic. Gdyby ktoś chciał zajrzeć, to wpis jest TU.
A dzisiaj spróbuję już nie zapomnieć dołączyć się do zabawy Maknety ;)

Dzisiaj wreszcie mogę napisać, że coś ruszyło.
Torebkę, którą robiłam w ubiegłym tygodniu właśnie, skończyłam i wygląda teraz TAK.
"Pożegnanie z Afryką" też skończyłam i muszę przyznać, że od połowy czytało się znacznie lepiej, więc w rezultacie jestem zadowolona, że przeczytałam tę książkę.

A w tym tygodniu same nowości.


Nowa książka - Agatha Christie, "Der Ball spielende Hund". Pani tłumaczka niemiecka zaszalała, bo tytuł oryginału to "Dumb witness", czyli po naszemu "Niemy świadek" i pod takim tytułem została ta książka u nas wydana. A po niemiecku o piesku piłką się bawiącym...
Zdecydowałam się poczytać coś po niemiecku, bo stwierdziłam, że muszę trochę potrenować ten język z uwagi na to, że za długo nie miałam już z nim kontaktu. Pewnie z pół roku mi zejdzie z tą książką... Ale może się wkręcę. Zapowiada się prosty język i mam nadzieję na trzymającą w napięciu fabułę, więc może nie będzie źle :)
Równolegle czytam "Pana lodowego ogrodu" Grzędowicza.
A dziergają się też właściwie same nowości. Szarości z ecru to kolejna torba "Fat Bag". Będzie bardzo podobna do poprzedniej, ale nie jest dla mnie i przyszła właścicielka zdecydowała się na takie kolory. Za to włóczka jest naprawdę milusia :) Jest to La Passion Holly. 60% bawełny, 40% akrylu. Kupiłam ją pierwszy raz, więc w tej chwili mogę tylko stwierdzić, że dzierga się naprawdę komfortowo!
Ta siateczka to trochę eksperyment i jednocześnie robótka relaksacyjna - ma być siatka na zakupy, a co wyjdzie - zobaczymy.
A w głowie mam jeszcze kilka torebkowych pomysłów i mam ogromną ochotę zacząć je wszystkie na raz, ale czuję, że to się źle skończy (czyt. nie skończy nigdy ;)

wtorek, 21 lipca 2015

Fat Bag

Kiedy skończyła mi się ostatnia robótka i nie miałam pomysłu na nic nowego, a na kończenie rozpoczętych jakoś nie miałam ochoty, zaczęłam przeglądać Ravelry i jak zawsze wpadłam... Teraz mam mnóstwo pomysłów, tylko czas by się przydał...
Ale do rzeczy: znalazłam projekt torby, która od razu przypadła mi do gustu. Nie miałam odpowiednich włóczek, a zacząć MUSIAŁAM od razu, więc wzięłam to, co było pod ręką. A pod ręką był szary akryl Elian Klasik, który połączyłam z Angorą Ram w kolorze ecru. Niezbyt satysfakcjonujący dobór włóczek, no i na lato to to się zupełnie nie nadaje, ale efekt końcowy mi się podoba i już mam zamówienie na taką torbę, więc chyba nie jest źle :)


Wyszło to dość małe, ale to, co potrzebne się mieści. A jak wiadomo, im większa torebka, tym więcej zbędnych rzeczy mamy przy sobie ;) więc może to i lepiej, że wyszła niewielka.



Dużo radości było z dopasowywaniem i wszywaniem (ręcznym) podszewki, bo pierwszy raz pokusiłam się o takie szaleństwo ;) ale dzięki przydatnym linkom, które podam na końcu, wszystko poszło nadzwyczaj sprawnie i skutecznie. W rezultacie w środku wygląda to tak:


I jeszcze jedna fota, tym razem na płasko z jakimś kwiatem znalezionym gdzieś w czeluściach szuflady.


Robiłam tą torbę w dwie nitki, jak widać po części głównej, szydełkiem nr 5.
A tu podaję strony, z których korzystałam:
Oryginalny wzór na torbę Fat Bag autorstwa Samanty Maragno
Tłumaczenie wzoru/tutorial w jęz. angielskim
"Grubsza" wersja Fat Bag - i to z niej głównie korzystałam
I fajna podpowiedź jak wszyć podszewkę w tę konkretną torbę - baaaardzo pomocna dla laików w dziedzinie podszewek ;)

środa, 15 lipca 2015

Wspólne dzierganie i czytanie



Ostatni tydzień był mało produktywny niestety... Zarówno w kwestii czytania jak i dziergania. Ciągle brnę przez "Pożegnanie z Afryką". Nie posunęło się to moje czytanie daleko, więc ciągle jeszcze jest nadzieja na rozwój akcji ;)
Dziergać za to zaczęłam na szydełku coś o nieokreślonym kształcie, a z założenia ma to być torba. Czekając na zamówione włóczki musiałam coś zacząć i z braku pomysłów zaczęło powstawać takie niewiadomoco. W każdym razie włóczki już przyszły, więc zobaczymy czy zaczątek "torby" nie pójdzie do prucia.
A wpis wędruje do zabawy u Maknety.

środa, 8 lipca 2015

Wspólne dzierganie i czytanie...



...po raz drugi u mnie. A motywację do napisania nowego posta zawdzięczam zabawie Maknety.
Skończyłam czytać "Po zmierzchu" Murakamiego. Wrażenia mam pozytywne. Fajnie się czytało, cieszę się, że w końcu po niego sięgnęłam. Z pewnością nie będzie to moja ostatnia książka tego autora.

Za to aktualnie wzięłam się zupełnie przypadkiem za "Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen. Cóż... W tym przypadku mogę z prawie całą pewnością stwierdzić, że to BĘDZIE ostatnia książka tej autorki jaką przeczytam ;) Jakoś nie mogę przekonać się do czytania tych historyjek, często nawet całkiem ciekawych, ale no... jakoś tak chce mi się akcji, jakiejś długaśnej historii trzymającej w napięciu, a tu... jakieś takie wszystko płaskie i nie mogę się skupić. No ale dość już narzekania, bo przeczytałam dopiero 1/3 książki i tak naprawdę, kto wie, może mnie jeszcze zaskoczy!

Równocześnie zaczęłam czytać pierwszy tom "Pana lodowego ogrodu" Jarosława Grzędowicza, dosłownie począteczek, ale już wiem, że to będzie strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o moje gusta czytelnicze ;) Aż muszę się powstrzymywać, żeby nie porzucić tego "Pożegnania z Afryką".

A robótkowo trochę się zmieniło od ubiegłego tygodnia. Chusta szydełkowa praktycznie skończona. Teraz rozpięta tak tylko, dla pewności, że wszystko poszło okej zanim odetnę nitkę. Teraz zostało już tylko blokowanie i frędzle oczywiście! Coś mi się widzi, że jednak popełnię jeszcze jedną. I może kogoś nią obdaruję :) A ta będzie moja.

środa, 1 lipca 2015

Środowe czytanie i dzierganie

Dawno mnie tu nie było... A właściwie dawno nic nie pisałam, bo na obserwowane blogi zaglądam w miarę regularnie. Tylko komentarze i posty pisać trudno, a to za sprawą nowego członka w naszej rodzinie, który spędza na razie większość swojego życia wtulony w mamę, czyli we mnie, a mnie pozostaje zwykle jedna ręka wolna i wykorzystuję ją na operowanie myszką lub trzymanie jakiegoś z urządzeń, które wyświetla mi aktualnie czytaną książkę ;)
No i choć mnie samej przy obecnych "warunkach" wydaje się to dziwne, ostatnio całkiem sporo czytam. Postanowiłam zatem po raz pierwszy wziąć udział w zabawie Maknety.


Pierwsza książka, którą zdecydowałam się podzielić to "Król szczurów" Jamesa Clavella. Mimo, że właśnie skończyłam ją czytać, to chciałam o niej wspomnieć, żeby wszystkim gorąco ją polecić. Książka opisuje życie jeńców w obozie Changi na Singapurze. Życie ciężkie, ubogie w praktycznie wszystko, co do przeżycia potrzebne, walkę z chorobami i walkę o przetrwanie. Jednak książka nie sprawia wrażenia ciężkiej, przytłaczającej. Wręcz przeciwnie - czyta się ją lekko pomimo poruszonej tematyki. Nie znaczy to jednak, że temat został zbagatelizowany. Po prostu ta książka jest inna, niż byśmy oczekiwali po relacji z obozu jenieckiego z okresu drugiej wojny. I taka wyjątkowość bardzo do mnie przemawia, bo przeczytałam już za dużo ciężkich książek o podobnej tematyce.

Po "Królu szczurów" sięgnęłam po Murakamiego. "Po zmierzchu" to moja pierwsza książka tego autora. Wiedziałam, że mogę się po nim spodziewać wrażenia czegoś nierzeczywistego, nieuchwytnego i tak jest w istocie. Wszystkie postaci, wszystkie wydarzenia widzimy jakby przez szybę. Nie da się w tą opowieść "wczuć" tak jak chyba w większość czytanych przeze mnie książek. Tu jesteśmy tylko obserwatorami. Ciekawa perspektywa i chyba ta inność też mi się spodoba.

O ile z czytaniem idzie nieźle, o tyle z robótkami trochę gorzej, co nie znaczy, że nic się nie dzierga. Otóż dzierga się zarówno na szydełku jak i na drutach, robią się też jakieś koraliki, a nawet i decu, tylko wszystko to baaaaardzo powoli.

Robótka na zdjęciu to szydełkowa chusta, która spodobała mi się od pierwszego wejrzenia i jest robiona w ramach wspólnego dziergania z Karto_flaną.


 Polecam! Chusta jest prościutka i rośnie błyskawicznie, bo robiona jest od podstawy trójkąta. I choć początek chusty robionej w ten sposób jest dość nieprzewidywalny, no i jak pomylimy się w poprzednim rządku to prucia jest pół robótki, to jednak myśl, że rzędy są coraz krótsze, jest budująca :)

I na dzisiaj to tyle. Wracam do czytania i dziergania z doskoku, a przede wszystkim do przytulania nowego bobasa :)

piątek, 8 maja 2015

Le Weekend Shawlette


Kolejna chusta, która powstała niedawno z włóczki Merino Gold to Le Weekend Shawlette.
Wzór jest bardzo wdzięczny, chusta zrobiła się błyskawicznie i tak jak zapowiada autorka, jest to zdecydowanie weekendowa robótka. Zresztą już robi się następna, tym razem nie ze stonowanej niebieskości, a z szalonego, soczystego pomarańczu własnego farbowania ;)


Włóczka: Merino Gold 018
Druty: 5 (6 do nabierania oczek, 8 do zakańczania)
Wielkość: ok. 150cm długości, ok. 35cm szerokości w najszerszym miejscu

A ja jeszcze skorzystam z okazji i pochwalę się wyróżnieniem od Kreatywnego Kufra w wyzwaniu pt. "Organizer" :)


niedziela, 26 kwietnia 2015

Tęcza na pochmurny dzień



Ostatnio zawitała do nas wreszcie piękna, ciepła, słoneczna wiosna, a dzisiaj coś się popsuło... Za oknem pochmurno i trochę deszczowo. Żeby więc przezwyciężyć tą ponurą aurę, u mnie dzisiaj w roli głównej chusta tęczowa na zdjęciach z wiosennych, słonecznych dni.


Chusta jest oparta o wypatrzony na Ravelry wzór Miari Shawl, choć troszkę ją powiększyłam i nie dodałam koralików - trochę z lenistwa, a trochę, ponieważ wydawało mi się, że sama kolorystyka tej chusty to jej wystarczająca ozdoba.
Chusta jest wykonana z wełny estońskiej 800m/100g kupionej na allegro. Gryzie jak diabli, ale staram się przekonać samą siebie, że kolory to wynagradzają ;)


Chusta zrobiona jest na drutach 4,5, waży niecałe 70g, dłuższy bok ma długość ok 150cm, a krótsze 105cm.
Włóczka, choć gryząca w dzierganiu i noszeniu, to na pewno nie nudna, bo każdy rządek, mimo prostego wzoru, to nowe doświadczenie wzrokowe, więc chustę robiło się naprawdę szybko i przyjemnie. Zblokowała się świetnie, chociaż teraz stwierdzam, że można było jej bardziej powyciągać ząbki.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...